"Trzymaj się z daleka" to film, który powstał w 2005 roku. Z zapowiedzi i opisów miał być filmem sensacyjnym, okazał się jednak obyczajowym. Przynajmniej według mnie.

Słaba akcja, mała sensacja i kiepsko wyreżyserowana miłość. David Dailey (w roli głównej Gil Bellows), popularny prezenter radiowy, wiedzie szczęśliwe życie w malowniczym Louisville w Kentucky (rodzinne miasto reżysera). Wszystko zaczyna się psuć poprzez kopertę, w której David znajduje kartkę z napisem "Love" oraz kluczem do hotelu. Liścik pachniał perfumami jego żony, więc wieczorem bez wahania pojechał ją odwiedzić. Zastał ją niestety w łóżku.. z kobietą. Później były kolejne listy. A w nich wyrazy: łaska, władza, szacunek. Traf chciał, że David często spotykał Melody Carpenter, kobietę, która odrzuciła oświadczyny męża na stadionie, na oczach tysięcy ludzi. To ona odebrała go z aresztu i tylko jej powiedział o wybryku swojej żony. Czytacie tą opowiastkę i pewnie myślicie, gdzie ta sensacja? Trudno powiedzieć. Może te liściki adresowane do Davida? Może to, że Melody była śledzona przez jej chłopaka, Seana, i ludzi wynajętych przez niego. A może jednak tajemniczy, 27-letni prezenter radiowy, z którym David często prowadził audycje. Tak czy siak, trudno znaleźć w filmie konkretny wątek, na którym miał skoncentrować się Pollard.

Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Śmiało, klawiatura nie gryzie.