wtorek, 17 marca 2009

Skarfest, czyli wynurzenia z muzycznej kartoteki

Pięć zespołów, tysiące fanów, morze piwa i niezapomniane przeżycie – jednym słowem „Skarfest”. Pomimo że minęło już dwa lata, „Skarfest” nadal jest koncertem „naj” w mojej skromnej muzycznej kartotece.

Z Ostrowca Świętokrzyskiego jedyne połączenie kolejowe prowadzi do Skarżyska-Kamiennej.Właśnie do tej miejscowości 1 września 2007 roku zjechali się entuzjaści muzyki z całej Polski. Kusząca cena biletów i niezwykle interesująca obsada zespołów (5 x H = Hurt, Happysad, Hey, Hunter, Habakuk) spowodowały, że na koncert ten wybrałem się również ja, a ze mną chmara znajomych. Po króciutkiej podróży szynobusem, a później pieszo, dotarliśmy przed stadion piłkarski „Staru” Starachowice. Musieliśmy jednak sporo poczekać, aż nadejdzie godzina wpuszczania osób na jego teren. Czas ten niektórzy wykorzystali na porządne dotlenienie się, inni na jeszcze porządniejsze uzupełnienie braków napojów.

Wreszcie wcisnęliśmy się na stadion. Na pierwszy ogień poszedł zespół Hurt. Nie trzeba było nikogo zachęcać do zabawy, przecież po to tutaj jesteśmy! Było trochę przed godziną piętnastą (sic!), kiedy przed sceną tańczyło już jakieś półtora tysiąca osób. Po Hurcie nadszedł czas na kapelę, dzięki której ta cała impreza miała miejsce – Happysad. Oni również zagrali półtoragodzinny koncert. Kto zna ten zespół, ten wie, że nie jest łatwo tańczyć przy ich muzyce, ale za to teksty łatwo wpadają w ucho! Nadszedł czas na reggae w wykonaniu Habakuka. Ekipa przekazała wszystkim słuchającym porządnego kopa pozytywnej energii. Dopiero teraz zauważyliśmy, że piaskowe podłoże, na którym wywijaliśmy, nie jest dobre do tańca. Gdy w rytmach reggae masa ludzi zaczęła tańczyć, w powietrze wzniósł się piaskowy pył. W tym tumulcie spocone ciała tańczących pokrył piach. Zabawa jednak nie została w żadnym momencie przerwana, a nawet bawiono się jeszcze energicznej. Na scenie bowiem pojawił się Hunter ze swoim mocnym brzmieniem.

Zrobiło się ciemnej i już nikt nie zwracał uwagi na to, czy ubranie jest czyste czy nie. Dodatkowo zapadający właśnie mrok w połączeniu z grą świateł pochodzących ze sceny dodał klimatu wydarzeniu. Kolejne osoby pływały na falach uniesionych w górę rąk. Kasia Nosowska ze swoim zespołem na zakończenie ostudziła zapały fanów, którzy wyglądali na zupełnie niestrudzonych. Energiczny taniec przerodził się w spokojne falowanie, które momentami mieniło się płomieniami zapalniczek.

Na „Skarfest” w 2007 roku zaproszone zostały zespoły, które reprezentowały przeróżne gatunki muzyczne, co wiązało się również z tym, że przybyli przeróżni ludzie. Obyło się jednak bez żadnych ekscesów. Pomimo że ochroniarzy było bardzo niewielu, utrzymanie w ryzach rzeszy fanów nie wydawało się jakimś trudnym zadaniem. Wydarzenie to jest przykładem, jak bardzo muzyka potrafi łagodzić negatywne zachowania, tak, aby wypite piwo nie uderzyło za mocno do głowy.

”Skarfest” jest pod wieloma względami uplasowany najwyżej na mojej koncertowej liście. Co prawda nie jest ona wielostronicowa, ale jakieś doświadczenie jest. Tak jak organizatorzy promowali koncert skrótowym hasłem „5 x H”, ja pokuszę się o hasło „5 x Naj”. Koncert w Skarżysku jest bowiem najdłuższym, na jakim byłem – osiem godzin zabawy non-stop, na koncercie tym usłyszałem najwięcej, bo aż pięć zespołów. Jest to również koncert, który zebrał najliczniejszą grupę fanów, jaką widziałem. Najlepsza muzyka, połączona z piątym „naj”, czyli spotykaniem z najlepszymi znajomi!