sobota, 31 stycznia 2009

Czy potrafimy żyć zgodnie ze wszystkimi biblijnymi zasadami?

Arnold Stephen Jacobs - agnostyk, dziennikarz i pisarz, postanowił przez rok żyć ściśle ze wszystkimi zasadami, które pojawiły się w Biblii. Nie było łatwo stosować się do siedmiuset reguł. Jak poradził sobie Jacobs?


Amerykanin, Arnold Stephen Jacobs, słynie z przeprowadzania dziwnych eksperymentów. Postanowił na przykład przeczytać wszystkie tomy Encyklopedii, by móc powiedzieć o sobie: wiem wszystko. W kolejnym eksperymencie obowiązki Jacobs'a przejęła grupa Indian - odbierali jego e-maile, czytali synu bajki na dobranoc, kłócili się z jego żoną. On sam zajął się tym, co lubi najbardziej - oglądaniem filmów i czytaniem książek.

Tym razem postanowił zrobić coś przełomowego - żyć zgodnie z siedmiuset regułami, które zostały zapisane w Biblii. Dziennikarz "Esquire" w swojej książce pt. "The Year of Living Biblically" opisał rok swojego życia, w którym zdecydował się żyć zgodnie ze wszystkimi biblijnymi zasadami. Nie tylko przestrzegał Dekalogu, ale również często omijane zasady. Zatem nie golił brody, nie nosił ubrań uszytych z różnych tkanin, starał się kamienować cudzołożników i nie siadał w miejscu, w którym wcześniej usiadła menstruująca kobieta. Przeczytał różne wersje Biblii - żydowską, chrześcijańską, a nawet raperską. Wszystko po, by dowiedzieć się czy życie w stu procentach zgodne z Biblią jest możliwe. Niestety, nie w dzisiejszych czasach. Jocobs nigdy wcześniej nie spędzał tak dużo czasu z ochroną na lotnisku...

- To istotnie zmieniło moje życie i było niewiarygodnie ambitne. Istnieją dwa rodzaje praw, które są szczególnie wyzywające. Po pierwsze to było unikanie tych wszystkich małych grzeszków, które popełniamy każdego dnia. Mogę przeżyć rok nie zabijając nikogo, lecz przeżyć rok bez plotkowania, bez chciwości, bez kłamania - zrozumcie mieszkam w Nowym Jorku i pracuje jako dziennikarz - to jest 75-80 proc. mojej pracy - opowiada Arnold Stephen Jacobs na jednym ze swoich spotkań autorskich. - Lecz było to bardzo interesujące, ponieważ byłem w stanie zrobić postęp. Stałem się troszeczkę lepszym człowiekiem - dodaje.

Czego możemy się nauczyć z doświadczeń Jacobsa?

Dziennikarz, popularnie zwany AJ Jacobs, zawarł w swojej książce kilka zasad, które według niego powinni przestrzegać ludzie, którzy pragną żyć zgodnie z zasadami zapisanymi w Biblii, nie popadając jednak w skrajność. Po pierwsze: "zaprawdę powiadam Ci, nie traktuj Biblii dosłownie". Ta zasada stała się dla niego oczywistością już po pierwszym miesiącu eksperymentnu. Jak twierdzi dziennikarz, w dzisiejszym świecie, życie zgodne ze wszystkimi zasadami zawartymi w Biblii jest po prostu niemożliwe.

Po drugie: "zaprawdę dziękuj za wszystko". Jacobs zwraca uwagę na fakt, że ludzie nie dziękują za codzienne dobrodziejstwa. Nie dziękują za te wszystkie sprawy, które danego dnia zakończyły się powodzeniem, za wszystko to, co sobie zaplanowali na dany dzień i poszło im to zgodnie z planem, za to, że nie spadło na nich żadne nieszczęście.

"Zaprawdę powiadam Ci, trzeba coś czcić". - To było nieoczekiwane, ponieważ zacząłem rok jako agnostyk, a pod koniec roku stałem się - jak mawia mój przyjaciel - "nabożnym agnostykiem". Jest coś ważnego i pięknego w idei świętości - tak wyjaśnia trzecią zasadę autor książki.

Po czwarte: "Zaprawdę powiadam Ci, nie traktuj ludzi stereotypowo". Jacobs spędził sporo czasu poznając różne kultury i członków różnych religii w całej Ameryce. Dowiedział się o tych ludziach rzeczy, o których wcześniej nie miał bladego pojęcia.

Piąta zasada, którą zawarł Jacobs w swojej książce brzmi: "zaprawdę powiadam Ci, nie lekceważ irracjonalizmu". Według Jacobsa rytuały, który wykonujemy na co dzień - zdmuchiwanie świeczek na torcie, czy chociażby oddzielanie lnu od bawełny przy doborze ciuchów - na pozór irracjonalne, nadają życiu sens.

I na sam koniec kontrowersyjna zasada Jacobsa: "zaprawdę powiadam Ci, wybierz to, co Ci pasuje". Jak już stwierdzono przy opisie pierwszej zasady - Biblii nie da się traktować dosłownie. Jacobs twierdzi, że najlepiej jest przestrzegać tych zasad, które nam odpowiadają najbardziej. Pomimo że jest to tzw. "religijna kafeteria", czyli wybieranie właśnie tych fragmentów Biblii, które odnoszą się w jakiś sposób do nas i nam odpowiadają najbardziej.

- Mój argument to "co złego jest w kafeterii"? W kafeterii jadłem naprawdę świetne posiłki, lecz jadłem również posiłki, które przyprawiały mnie o mdłości. Tak więc sprowadza się to do tego, że wybieramy fragmenty Biblii mówiące o współczuciu, o tolerancji i miłowaniu bliźniego. W przeciwieństwie do fragmentów, które mówią, że homoseksualizm jest grzechem. O nietolerancji lub przemocy, której jest również bardzo dużo w Biblii - tak Jacobs argumentuje zasadność ostatniej rady.

Druga fotografia jest autorstwa Rona Hogana i jest wykorzystana na licencji CC. Pozostałe pochodzą z bloga AJ Jacobs'a.

piątek, 30 stycznia 2009

Król Artur nie dał rady w walce z niezwyciężonymi Chorwatami

Wszystkie znaki na niebie wskazywały na to, że będzie ciężko. I było. Chorwaci, jako jedyny zespół, nie przegrali żadnego meczu na tym turnieju. Grali na swoim terytorium, a sędziami półfinałowego meczu byli, można by rzec na niekorzyść Polski, dwaj Niemcy. Na domiar wszystkiego, rzecz niebywała - odklejający się parkiet. Mimo że hala w Zagrzebiu była wypełniona po brzegi, sytuację tą można skwitować jednym - śmiech na sali, puste krzesła.

Wspierana przez armię kibiców, waleczna i niezwyciężona Chorwacja pokonała Polskę na swoim gruncie 29 do 23. Chorwaci zawalczą o tytuł mistrza świata w niedzielę z Francją, która z kolei wyeliminowała z gry Danię 27 do 22.

Na tak ważnej imprezie, jaką są Mistrzostwa Świata w piłce ręcznej, "parkiet" odklejał się podczas gry. W takich sytuacjach przerywano grę i wybijano z rytmu obie drużyny. Przerw takich było mniej więcej sześć i za każdym razem kilkoro Chorwatów dreptało z taśmą po boisku i przyklejało "parkiet". Można się śmiać, ale tak było.

Polacy szczęśliwie awansując do półfinału, chyba nie za bardzo wierzyli, że mogą pokonać naszpikowaną gwiazdami Chorwację. W pierwszej połowie, która zakończyła się 14:13 dla Chorwatów jeszcze jako tako nam szło, jednak druga odsłona gry, to popis umiejętności "Krawaciarzy". Z naszej strony nie było ani ataków ze skrzydła, ani skutecznej obrony, ani nawet dobrego podania. Często piła się wyślizgiwała i strata punktowa się powiększała, w szczytowym momencie aż do dziewięciu bramek. O sile naszej ekipy tak naprawdę stanowili tylko dwaj gracze: "Król" Artur Siódmiak i Krzysztof Lijewski, reszta zima. U Chorwatów było wszystko: przyjęcie, podanie, mocny strzał, obrona w strefie, obrona bramkarza. Dali nam niezłego kopa. Nawet Boguś Wenta nie miał recepty na zwycięstwo.

Teraz czas na Duńczyków. Z nimi już raz wygraliśmy. Czy stać nas na kolejną wygraną?

Zdjęcie autorstwa Toma Cornera, wykorzystane na licencji CC.

niedziela, 25 stycznia 2009

"Człowiek w ogniu" - warto przypomnieć sobie ten film

Choć początek filmu "Człowiek w ogniu" rozpoczyna się dość szczęśliwie, jego fabuła nie nastraja pozytywnie. W sztandarowej produkcji Tony'ego Scotta, w rolę Creasy'ego wcielił się Denzel Washington.

Creasy przyjeżdża do Meksyku, by odwiedzić starego przyjaciela, z którym kiedyś zawarł układ - będą wspierać się w potrzebie. Przyjaciel Creasy'ego - Rayburn (Christopher Walken) - załatwił mu pracę. Od tej pory będzie się zajmował chronieniem rezolutnej i mądrej Pity Ramos, córki bogatej, mieszkającej w Meksyku pary - Meksykanina i Amerykanki. Zatrudnienie ochroniarza jest nieuniknione w mieście, gdzie średnio co godzinę dochodzi do porwania dziecka. Mający doświadczenie wojskowe, walczący niegdyś z rebeliantami, Creasy musiał zrezygnować z dotychczasowej pracy na rzecz posady ochroniarza z jednego powodu, którym był alkohol. Do jego głowy wracają często obrazy z przeszłości, a gdy nie może sobie z nimi poradzić, sięga po kieliszek. Często ma również myśli samobójcze. Ukojeniem emocji jest czytanie Biblii.

Pierwsze dni pracy Creasy'ego są bardzo spokojne. Praca ochroniarza polega na zawożeniu Pity (Dakota Fanning) do szkoły, na zajęcia pływania i lekcje gry na fortepianie. Choć dziewczyna próbuje zaprzyjaźnić się z jej ochroniarzem, ten dość chłodno odnosi się do córki rodziny, dla której pracuje, tłumacząc, że jego praca polega na pilnowaniu dziecka, a nie na zawieraniu przyjaźni. Później jednak Creasy otwiera się przed małoletnią Pitą. Ta pokazuje mu, że warto cieszyć się życiem. Ochroniarz uczy dziewczynkę pływać i to dzięki niemu zdobywa ona pierwsze miejsce na zawodach. Dzięki niej Creasy przestaje pić, dostrzega szczęście i uśmiecha się, choć sam do tego się nie przyznaje. Widzowie są świadkami przemiany Creasy'ego z zatwardziałego ochroniarza w emocjonalnie reagującego na krzywdę dziecka mężczyznę. Nie raz przekonamy się, jak bardzo zależy mu na jej bezpieczeństwie.

[plik 1 lewa]Jednakże pewnego dnia dochodzi do porwania. "Głos", szef meksykańskiego gangu, żąda 10 milionów okupu za uwolnienie dziewczynki. Gdy pieniądze zostają dostarczone na miejsce zbiórki dochodzi do ich kradzieży. "Głos" oznajmia, że dziewczynka nie żyje. Creasy, pomimo że został postrzelony w trakcie porwania, ryzykuje swoje życie i podejmuje walkę z gangiem, który posiada wtyczki zarówno w policji, jak i rządzie. Kolejny raz pomocną dłoń wyciąga Rayburn, płacąc za broń potrzebną Creasowi. Pomocy udziela mu również bardzo dobra dziennikarka lokalnej gazety "Reforma". Ona dostarcza mu informacji, a on zabijając po kolei członków gangu, dociera do samego szefa...

Akcja filmu ma wiele zwrotów i tajemnic. Przede wszystkich nie znamy w ogóle przeszłości Creasy'ego. Do końca nie wiemy, czy dziewczynka na prawdę nie żyje i z czyjego zlecenia dokonano porwania. Do tego dochodzi jeszcze tajemniczy adwokat rodziców dziewczynki. Na końcu wiele się wyjaśnia, choć i tak pozostaje wiele pytań, na które nie uzyskaliśmy odpowiedzi.

Obraz, powstały w roku 2004, oparty jest na faktach. "Człowiek w ogniu" Tony'ego Scotta jest doskonałym przykładem dramatu sensacyjnego, którego fabuła to nie tylko śmierć. Scenariusz filmu napisało samo życie. Główny motyw w filmie to przyjaźń, a nawet szczera miłość, dziewczynki i ochroniarza, poświęcenie i przywiązanie. Wspaniała Dakota Fanning, pomimo że jest jeszcze dzieckiem, zagrała swoją rolę fenomenalnie. W przyszłości będzie na pewno osiągała wiele sukcesów jako aktorka. Swój kunszt potwierdziła z resztą w takich produkcjach, jak: "Cutlass", "Winged Creatures". Już 4 lutego Ameryka zobaczy Dakotę w kolejnym filmie, którego tytuł to "Push".

Wspaniale dobrana muzyka, czym zajął się Harry Gregson-Williams, dodaje smaczku filmowi. Słyszymy bowiem elektroniczne kawałki z delikatnymi smyczkami w odpowiednich momentach. Zdjęcia Paula Camerona również dopracowane są w każdym detalu, widzimy obraz kamery "z ręki".

Jeśli jeszcze tego filmu nie widziałeś, to szczerze polecam. Sto czterdzieści minut, jakie poświęcisz na obejrzenie obrazu, nie będzie czasem zmarnowanym.