sobota, 1 marca 2008

Jak wygląda nauka w Holandii?

System szkolnictwa różni się od naszego, polskiego i to bardzo. Dzieciaki rozpoczynają naukę w wieku 4 lat w kleuterschool, czyli w przedszkolu, które składa się z dwóch klas. Gdy dziecko ma 6 lat rozpoczyna naukę w basisschool, czyli w szkole podstawowej. Nauka na tym szczeblu kształcenia trwa 6 lat, czyli składa się z 6 grup wiekowych. Po ukończeniu basisschool młody obywatel Holandii ma 12 lat i zaczyna naukę w szkole średniej, które odpowiada polskiemu gimnazjum. Nauka jest jednak dłuższa i na trzech różnych poziomach. Pierwszy, najniższy to VMBO i trwa 4 lata, po ukończeniu tej szkoły ma się wykształcenie niższe zawodowe, które można podnieść w średniej szkole zawodowej MBO, dającej także wstęp do szkolnictwa wyższego. Drugi poziom, czyli poziom średni, holenderskich szkół średnich to HAVO, w której nauka trwa 5 lat, a matura z tej szkoły od razu daje wstęp do szkolnictwa wyższego. Najwyższy poziom holenderskich gimnazjów(VHO) trwa aż 6 lat i matura daje wstęp na uniwersytety. Szkoły wyższe (HBO), trwają 4 lata i dają dyplom BECHLOR, który odpowiada polskiemu licencjatowi. Nauka w uniwersytetach (WO) trwa zarówno 4 jak i 5 lat i po jej ukończeniu uzyskuje się tytuł licencjata lub tytuł MASTERA, czyli magistra.

Strona
euronet.nl udostępnia schemat holenderskiego szkolnictwa, który wygląda następująco:
W Holandii stawia się na indywidualne umiejętności każdego z uczniów, jego znajomość języków, umiejętność pracy w grupie oraz logicznego myślenia. Nie wkuwa się tam żadnych wierszy na pamięć. Liczy się umiejętność i wiedza, która może być w przyszłości spożytkowana. Stawia się na samodzielność. Według mnie ten system szkolenia jest bardzo dobry, ponieważ już na stopniu gimnazjalnym uczeń wybiera odpowiedni do swoich umiejętności poziom, który w przyszłości pozwoli mu dostać się na uczelnię, która będzie zgodna z reprezentowanym przez niego poziomem wiedzy i umiejętności.

Moja siostra cioteczna, która mieszka i uczy się w Holandii (teraz jest bodajże w 8. klasie), zna dobrze język angielski, a ma dopiero 12 lat! Holenderskie dzieciaki nie muszą chodzić w mundurkach, zakuwać po nocach, nosić podręczników do szkoły (mają specjalne szafki w klasach) i mają się dobrze. Nawet dla tych, którzy omijają szkołę szerokim i półokrągłym łukiem, zawsze znajdzie się praca! Co na to Giertych, Legutko i inni?

foto 2 -
by StarrGazr

piątek, 29 lutego 2008

W Holandii nasiliła się kradzież rowerów!

W Holandii znajduje się ponad 15 000 km (!) dróg rowerowych. Każdy statystyczny mieszkaniec Holandii posiada rower. Samych rowerów jest dwa razy więcej w całym kraju, niż samochodów.

Kiedy byłem w Holandii często widziałem porzucone rowery, zardzewiałe, bez jednego koła lub czasem samo koło. Ale widziałem też zadbane, firmowe i eleganckie rowery, które tanie z pewnością nie były. To pewnie na te rowerki rzucili się złodzieje. Do tej pory nie spotkałem się z kradzieżą rowerów. Zawsze zostawiałem swój dwukołowiec pod sklepem bez obaw przed jego utratą. Zresztą nie tylko ja. Jakieś 13 mln mieszkańców Holandii też tak robi. A tu dotarła do mnie informacja, że w Holandii nasiliła się kradzież rowerów.


Centraal Bureau voor de Statistiek podało jakiś czas temu, że w roku 2006 skradziono w Holandii 760 tys. rowerów. W Holandii jest ponad 15 mln rowerów, zatem liczba skradzionych to około 5% całości. Najczęściej osoby, którym skradziono ten środek transportu mają od 16 do 25 lat. Tylko niecała 1/3 właścicieli rowerów zgłasza kradzież na policji. Robi to na potrzeby ubezpieczenia niż z wiary na odnalezienie roweru. Nowe rowery są ubezpieczone, a premie są dość wysokie, bowiem stanowią około 25% ceny nowego roweru.

foto 1 - Robbie Veldwijk
foto 2 - dachalan

Niemoralna propozycja dyrektora?

W środę o godzinie 11 30 widziałem wóz tvn24 przy naszej szkole. Wówczas myślałem, że chodzi o rozpoczęcie robienie szczepionek przeciwko sepsie.. Jednak wczoraj pojawił się na łamach serwisu tvn24.pl materiał jakoby dyrektor III Liceum Ogólnokształcącego (a więc liceum, w którym się uczę) miał wpisywać dobre oceny z historii uczennicom w zamian za seks. Reportaż Rafała Stangarczyka znajduje się tutaj

Moje zdanie w tej sprawie jest jednoznaczne. Nie wyobrażam sobie, aby dyrektor mojego liceum miał jakiekolwiek skłonności. Jest bardzo spokojnym człowiekiem i pomocnym. Nie było żadnych propozycji przy przepisywani się mojej dziewczyny do innej klasy (nie mówię już o moim przepisywaniu). Nigdy (!) nie słyszałem o jakiejś propozycji dla dziewczyny ze strony dyrektora. Zatem jakiekolwiek propozycje, składane rzekomo przez niego, są w moim mniemaniu pełną manipulacją i próbą zepchnięcia p. Krzysztofa Ceglińskiego ze stołka. W końcówce reportażu dowiemy się, że próba najprawdopodobniej się uda.

Notatka:
Około godziny 10 00 rozpoczęła się pikieta uczniów pod budynkiem liceum w obronie dyrektora Krzysztofa Ceglińskiego. Uczniowie przygotowali transparent z napisem "Bronek z dyrektorem", a przewodnicząca szkoły zbierała podpisy osób, które nie wierzą w winę oskarżonego pedagoga.


czwartek, 28 lutego 2008

Co zmieniło się w Holandii?

- Dlaczego nie mieszkam w Holandii? Bo Holandia to już nie jest Holandia. Ten kraj zgubił swoją tożsamość - powiedział w wywiadzie dla „Rzeczpospolitej” Leo Beenhakker, selekcjoner polskiej reprezentacji w piłce nożnej.
W dalszej części wypowiedzi dla „Rzeczpospolitej” Beenhakker mówi: – Zawsze byliśmy otwarci na obcokrajowców, wszystkich do siebie zapraszaliśmy i traktowaliśmy z szacunkiem. Teraz jednak obcokrajowcy stanowią więcej niż połowę mieszkańców Amsterdamu – tłumaczy. Holandia zawsze była otwarta dla wszystkich, i nadal tak jest. Setki różnych narodowości tworzą nowy wizerunek holenderskiej kultury. Ale czy do końca holenderskiej?

Holenderska Holandia

Co w samej Holandii zostało naprawdę holenderskiego? O dziwo, odpowiedź jest trudna, bowiem kultura holenderska, jedzenie, architektura i znana na całym świecie wielka tolerancja i legalizowanie wszystkiego, co dla innych narodów może wydawać się obsceniczne (któż nie słyszał o dzielnicy Czerwonych Latarni?) - to wszystko na przestrzeni dziejów podlegało wielu zmianom. Po tylu latach napływu emigrantów i mieszkańców kolonii, na przykład z Surinamu, w Holandii trudniej znaleźć „coś”, co jest w pełni holenderskie. Pomimo to, nadal podziwiamy porcelanę z manufaktur w Delft, wszechobecne rowery, meble i wiatraki, tysiące mostów, sery z Alkmaar. Wielcy malarze, muzea, zamki i średniowieczne ratusze nadal robią na nas wielkie wrażenie.W Holandii bardzo często odbywają się parady kwiatów, przede wszystkich tulipanów i dalii, podczas których wielkie ukwiecone platformy oraz aranżacje kwiatowe przejeżdżają przez ulice miast.

Napływ nieholenderskiej kultury

W stolicy Holandii, Amsterdamie, możemy spotkać przedstawicieli ponad 150 różnych narodowości. Arabowie, Surinamczycy, Turcy, Anglicy, Niemcy, Belgowie i Francuzi - to tylko niektóre nacje, zamieszkujące Holandię. Coraz częściej spotykani są tu Polacy, którzy do Holandii nadal przybywają za chlebem. W Holandii na 16,5 mln mieszkańców, co drugi to obcokrajowiec. Ich liczba z roku na rok jest większa.

Kuchnia

Holenderskie przysmaki, takie jak: speculaas, hutspot, poffertjes, oliebollen rzadziej lądują na stołach niż na przykład chińskie loempie (czyt. lumpie), bami, michun, turecka shoarma (czyt. szłarma), czy też hiszpańska tortilla. Olliebollen (w wolnym tłumaczeniu - „piłeczki w oleju”) zjadane są przez Holendrów średnio raz w roku, bowiem jest to przystawka charakterystyczna dla Sylwestra. Kiedyś ludzie zbierali na plaży małże i jedli to niemal codziennie – opowiadała mi ciotka, która w Holandii mieszka już szesnaście lat. - Teraz małże są drogie, zwłaszcza w tym roku, kiedy tylko co czwarta małża była pełna – wyjaśnia. Nawiasem mówiąc, dania z poza Holandii, które wymieniłem są to dania tuczące - bami i michun to głównie makaron z dodatkami, shoarma to mięso w przyprawach najczęściej zjadane w picie. Kebab również jest tu często spożywany, a jest to potrawa kuchni orientalnej. Bardzo popularne stały się frykandele, smażone podłużne kiełbaski, również zaliczane do "fast foodów".

Język

Jak w każdym języku, również w holenderskim istnieje pojęcie „naleciałości” z innych państw. W Holandii jest to zjawisko szczególnie nasilone. Nawiązując do Beenhakkera – W Polsce wymawiamy nazwisko trenera tak jak się pisze, jednak powinniśmy mówić: „bejnhaker”, bowiem dwa „e” wymawiamy jako „ei”. Jako, że liczba innych nacji w Holandii powoli staje się większa niż liczba rodowitych Holendrów, takie błędy w wymowie oraz np. niepoprawne akcentowanie są bardzo często spotykane.

Według mnie wizerunek Holandii nie do końca holenderskiej jest bardzo ciekawy. Można spotkać tutaj setki różnych narodowości, co dla mnie jest dodatkową atrakcją. Mieszanka nacji, kultur, obyczajów i zasad do tej pory nie okazała się wybuchowa.

Artykuł ukazał się serwisie wiadomości24.pl
Zobacz również galerie:

środa, 27 lutego 2008

Nie wiem kim była ta osoba, nie wiem ile miała lat..

Widziałem śmiech, płacz, ból. Widziałem morze, widziałem góry. Przez siedemnaście lat widziałem już wiele rzeczy. Dopiero wczoraj zobaczyłem coś, czego widzieć już nie chcę.

Piątek, chłodny wieczór, zbliża się noc. Wychodzę z pubu, w którym był koncert. Nie skręcam w prawo, bo tam leje jakiś gość. Po prostu skręciłem w lewo, szczędząc sobie widoku. Pięć minut później przekonałem się, że pójście w prawo byłoby lepszym rozwiązaniem.

Idę Górzystą. W oddali widzę wóz policyjny. Nic dziwnego. Dochodzę do końca ulicy. W pierwszej chwili zauważyłem tylko stojący już wóz policyjny, potem dojeżdżający drugi, policjantów, którzy gdzieś dzwonili i osobę cywilną, która pewnie była świadkiem. Nie chciałbym być w skórze żadnej z tych osób. W drugiej chwili wzrok skierowałem na.. zakrwawioną głowę mężczyzny, który pewnie już wyzionął ducha, owinięty w czarny worek, lecz nie całkiem. Zgrabnie ominąłem kałużę krwi i wszedłem po schodach, mijając pomnik.. Jana Pawła II. Przez całą drogę do domu nie mogłem otrząsnąć się z szoku. Teraz, gdy to piszę, również go przeżywam. Bowiem pierwszy raz w życiu wiedziałem nieboszczyka.

Nie wiem co myśleć, nie wiem kim była to osoba, nie wiem ile miała lat.. Pewnie w poniedziałek czytając gazetę dowiem się wszystkiego, czego do tej pory nie wiedziałem i czego pewnie nigdy nie dowiedziałbym się o tej osobie.

Już teraz zapamiętam to miejsce - nieopodal pomnika Jana Pawła II i kościoła p.w. św. Michała Archanioła. Taka zbrodnia, szubrawstwo. Kto tego dokonał, nie wiem, niech kara będzie surowa!

Moje osiedle, czyli wspomnienia z dziecięcych lat

Na dworze plucha, szaruga, pogoda pod psem, chlapa. Wszystko na raz. Aż nie chce się nikomu ruszać z domu. Warto wyjść. Pooddychać świeżym powietrzem. Poza tym, łatwiej będzie opisać otaczającą mnie rzeczywistość jeśli jeszcze raz na nią spojrzę. Tak z innego kąta, perspektywy artysty? Przypomnę sobie kilka rzeczy..

Uzbrojony w trapery i szal, który i tak zawieszam na grzbiecie tylko po to, żeby był. Wychodzę z obdartej, pomalowanej nie tylko farbą olejną klatki, i właściwie to nie wiem gdzie iść. Na pierwszy rzut oka - drzewa oskubane z liści jak Balkus z piór, którego i tak cenię, jak każdego zresztą - mniej lub więcej. Mijam blok, mijam blok, mijam blok. No dobra, spójrzmy dalej. Mijam sklep, mijam sklep, mijam sklep. Potem mijam kiosk, taki zielony, co do niego nigdy nie zaglądam. Ale sobie jest. Podobnie jak ten spożywczak, ten bar, a raczej melina, ta szkoła, której mury opuściłem już cztery lata temu. Teraz jest nowa: różowo-niebieska. Dzisiaj i tak wszystko jest szare. Blok z napisem "KSZO Pany", śmietniki, trzepaki, nic nowego, nic oryginalnego i wszystko szare. Przyznam się jednak, że jest kilka miejsc na moim osiedlu, czyli otaczającej mnie rzeczywistości, które odegrały jakąś rolę w moim dziecięcym życiu, a kto wie może i skutkują teraz? Razem z kompanią urządzaliśmy coraz to dziwniejsze zabawy, które na zabawy niestety nie wyglądały. Na przykład tam! Za rzeczką oddzielającą osiedle od działek i łąk. Tam były kiedyś betonowe płyty. Poustawiane jedna koło drugiej i jedna na drugiej. Tam bawiliśmy się w chowanego i berka. Pamiętam jak kiedyś, miałem wtedy może osiem lat, jacyś starsi przywiązali linę do drzewa, której koniec doczepili do jednej z płyt. Bałem się, ale chciałem zjechać. Zwinnie i szybko wdrapałem się na drzewo, ale nie mogłem. Bałem się. Rozpłakałem się. Pamiętam to do dziś.

A dalej? Dalej, między drzewami na łąkach, jest miejsce na ognisko. Nieraz się tam spotykałem z przyjaciółmi. Z jakiejś okazji lub po prostu. Mamy o tyle dobrze, że takie dzieciaki jak ja osiem lat temu, mogły się bawić na przykład na położonych nieopodal łąkach, w rzeczce. Ale to w lato, bądź w zimę. W lato łapiąc żaby i kijanki, chowając się "na płytach". W zimę sprawdzając wytrzymałość tafli lodowej na rzeczce, zjeżdżając sankami z górki, organizując samochodowe kuligi lub po prostu rzucając się pigułami. A teraz? Ni to zima, ni to lato. Nawet ni to wiosna, bym powiedział. Jesień też nie.

Pozostały wieczorne schadzki na ławce, czy przystanku z browarkiem w ręku, bo cóż innego mogą robić dzieciaki, które wyrosły z kijanek i zabawy w chowanego, a nie dorosły do młodzieżowego, lecz poważnego życia? Gimnazjaliści. I z nudów robienie głupot, za które czasem ma się kłopoty - w szkole, w domu, na policji. Bo przecież nie wezmą książki do ręki, bo obciach, wiocha. Bo.. osiedlowo wychowani.

Artykuł ukazał się również w serwisie wiadomości24.pl