Prawie codziennie jestem na Krakowskim. Bardzo często widzę biały namiot - symbol Solidarnych 2010. Najczęściej popołudniami z megafonu rozbrzmiewają postulaty dymisji członków rządu z Tuskiem na czele. - Jak można oddać śledztwo w ręce Rosjan - wrzeszczą niestrudzenie.
Jeżeli ktoś poświęca tyle czasu na manifestacje poglądów, jakie by one nie były, musi być przekonany do swoich racji. Byłoby mi co najmniej przykro widząc przechodniów, którzy śmieją się ze mnie. Może nie są to salwy śmiechu, ale jakaś pogarda i zażenowanie w oczach jest widoczna. Turyści, wycieczki nie bardzo wiedzą co jest grane. Dla nich to kolejna atrakcja turystyczna, a dla Solidarnych to "Namiot Nadziei".
W życiu staram się być obiektywny i często w takich sytuacjach odwołuję się do emocji. Postawienie pytania: "A jak Ty byś się poczuł w takiej sytuacji" skłania do refleksji. Choć często ciśnie się uśmiech z pewną dozą pogardy i zażenowania trzeba zrozumieć ludzi, którzy spędzają godziny czy całe dnie na Krakowskim by wyrazić swój protest.
Często wtedy nacierają do głowy pewne spiskowe teorie. Ale szybko je odrzucam. Myślę: dlaczego tych ludzi jest garsteczka? Nie chce używać dobitnych słów, ale czy oni nie mają nic innego do roboty? Nie wiem. Jestem jednak pewien, że dopóki polityka rządu nie przeszkadza obywatelom w prowadzeniu normalnego, spokojnego żywota na ziemskim padole, dopóty oni nie będą wznosić buntu przeciwko rządzącym. Ciekaw jestem jednak jak wyglądałyby wyniki zbliżających się wyborów parlamentarnych, gdyby wszyscy Polacy, nawet Ci, którzy na co dzień mają to wszystko w nosie, poszli do urn? Wygraliby spiskowcy czy marketingowcy?
Teorie spiskowe są dla maniaków, ale oni też mają prawo je wyrażać. Powinni oni jednak pamiętać, że dla wielu spokojny spacer Krakowskim Przedmieściem znaczy więcej niż manifestacja poglądów.