W Polsce trwa debata na temat legalizacji posiadania małych ilości marihuany na własny użytek. Jak to bywa, wypowiadają się osoby, które nie mają na ten temat zielonego (zwłaszcza zielonego) pojęcia, albo chcą na tym coś ugrać. - Marihuana nie jest lekiem, jest środkiem, który odurza i ogromnie uzależnia, nie zabija od razu, ale z czasem powoduje, że młody człowiek staje się osobą chorą - powiedziała posłanka PO, doktor medycyny, Beata Małecka-Libera.
Zastanawiam się czy Pani Małecka-Libera wypowiadając to wierutne kłamstwo zrobiła to świadomie, a dokładniej, celowo? Na pewno znalazły się bowiem osoby, które w to uwierzyły, po drugie Pani Beacie udało się przesunąć kierunek debaty na inny tor. Niektórzy ludzie po takiej wypowiedzi zadadzą sobie pytanie: czy marihuana leczy bądź nie, a nie: czy marihuana powinna być legalna czy nie. A może po prostu wypowiedź miała się spodobać premierowi, którego chcący legalizacji muszą zmienić?
W legalizacji konopi indyjskich jako środka leczniczego widzę jedną, ale poważną wadę - wzrośnie wówczas korupcja w polskiej służbie zdrowia. Lekarze będą przepisywać nowy lek wszystkim cierpiącym na bezsenność, Parkinsona, Alzheimera et cetera, gdy tylko pacjent o to poprosi. Albo zapłaci. Takie rozwiązanie to niejako stanięcie w rozkroku między delegalizacją, a legalizacją. Więc dlaczego komplikować sobie życie? Weźmy przykład z Czechów.
Racjonalnie patrząc nowelizacja ustawy o przeciwdziałaniu narkomanii nie zmieni nic albo zmieni niewiele. Będzie więcej zależało od policji, a interpretacja prawa będzie dowolna. W pozytywnej wersji wypadków policja zacznie rozróżniać dilerów od szarych konsumentów, a prokuratora rzeczywiście będzie umarzała takie sprawy.