Wystarczyło pięć miesięcy pracy, aby wpadł w rutynę, a wigor przestał się objawiać. Przynajmniej w pracy. Już nie cieszy ona tak, jak na początku. Teraz często narzeka i z pewnością nie czuje się spełniony zawodowo.
Marek jest ochroniarzem w przejściu między Placem Zamkowym a Aleją Solidarności. Ten młody człowiek codziennie przychodzi do pracy o tej samej porze. Od siódmej do piętnastej, od siódmej do piętnastej. Wykonuje te same obowiązki – pilnuje, aby z windy korzystali tylko Ci, dla których jest przeznaczona. Nie boi się nawrzeszczeć, gdy dzieci urządzają sobie głupie przejażdżki i wchodzą po schodach prowadzących w dół. Całe szczęście, że w miejscu pracy, w przeciwieństwie do sytuacji za oknem, nie jest tak zimno. Czerwone ściany przejścia rozgrzewają. Ludzie nanoszą błoto, które co chwilę od niechcenia zgarnia pani wielką szczotą. Można przytulić się do kaloryfera i jednym okiem czytać gazetę a drugim bacznie obserwować korzystających ze schodów i windy. Czytanie gazety to jedyne ciekawe zajęcie Marka, jakie może sobie zorganizować. Czasem używa gazet do markowania dłubania w nosie czy uszach. Często mu się to nie udaje.
Marek na co dzień widzi masę przewijających się po tym przejściu ludzi. Obserwuje dziwne i śmieszne zachowania. Na przykład mężczyznę wyciągającego język. Nie, nie wyciągał go do niego, ale po prostu. Szedł z mocno wyciągniętym językiem. Dziwne, ale prawdziwe. Równie prawdziwi są czterej mężczyźni z poobijanymi twarzami. Każdy z nich miał siniaki, strupy, zaczerwienienia. Jednak w siatce, którą taszczył jeden z nich, już czekał Mamrot – lekarstwo na wszelki ból. Napisy na koszulkach i torebkach też zostają mu w głowie. Kilka miesięcy wstecz, gdy noszono jeszcze koszulki z krótkim rękawkiem, na jednej z nich zauważył napis: „Zadania na dziś: wstać, przeżyć, położyć się spać”. Słowa idealnie opisują plan dnia ludzi, którzy suną przejściem niczym auta po Wisłostradzie. Innym razem jego uwagę zwróciła niebieska reklamówka z jaskrawym napisem: „Żer dla skner”. Skner, wszystkich tych, którzy nie uśmiechają się, nie mówią „Dzień dobry”, o pogawędce nie wspominając.
Na szczęście są jeszcze osoby, które potrafią podejść, porozmawiać. Zwyczajnie zapytać jak leci. Jest ich niestety niewiele. Marek uważa, że śmiech jest nieocenioną wartością. Potrafi umilić dzień w pracy i pozytywnie nastroić. Marek najczęściej zapamiętuje sytuacje dziwne i śmieszne. I nielicznych miłych ludzi.
Marek jest ochroniarzem w przejściu między Placem Zamkowym a Aleją Solidarności. Ten młody człowiek codziennie przychodzi do pracy o tej samej porze. Od siódmej do piętnastej, od siódmej do piętnastej. Wykonuje te same obowiązki – pilnuje, aby z windy korzystali tylko Ci, dla których jest przeznaczona. Nie boi się nawrzeszczeć, gdy dzieci urządzają sobie głupie przejażdżki i wchodzą po schodach prowadzących w dół. Całe szczęście, że w miejscu pracy, w przeciwieństwie do sytuacji za oknem, nie jest tak zimno. Czerwone ściany przejścia rozgrzewają. Ludzie nanoszą błoto, które co chwilę od niechcenia zgarnia pani wielką szczotą. Można przytulić się do kaloryfera i jednym okiem czytać gazetę a drugim bacznie obserwować korzystających ze schodów i windy. Czytanie gazety to jedyne ciekawe zajęcie Marka, jakie może sobie zorganizować. Czasem używa gazet do markowania dłubania w nosie czy uszach. Często mu się to nie udaje.
Marek na co dzień widzi masę przewijających się po tym przejściu ludzi. Obserwuje dziwne i śmieszne zachowania. Na przykład mężczyznę wyciągającego język. Nie, nie wyciągał go do niego, ale po prostu. Szedł z mocno wyciągniętym językiem. Dziwne, ale prawdziwe. Równie prawdziwi są czterej mężczyźni z poobijanymi twarzami. Każdy z nich miał siniaki, strupy, zaczerwienienia. Jednak w siatce, którą taszczył jeden z nich, już czekał Mamrot – lekarstwo na wszelki ból. Napisy na koszulkach i torebkach też zostają mu w głowie. Kilka miesięcy wstecz, gdy noszono jeszcze koszulki z krótkim rękawkiem, na jednej z nich zauważył napis: „Zadania na dziś: wstać, przeżyć, położyć się spać”. Słowa idealnie opisują plan dnia ludzi, którzy suną przejściem niczym auta po Wisłostradzie. Innym razem jego uwagę zwróciła niebieska reklamówka z jaskrawym napisem: „Żer dla skner”. Skner, wszystkich tych, którzy nie uśmiechają się, nie mówią „Dzień dobry”, o pogawędce nie wspominając.
Na szczęście są jeszcze osoby, które potrafią podejść, porozmawiać. Zwyczajnie zapytać jak leci. Jest ich niestety niewiele. Marek uważa, że śmiech jest nieocenioną wartością. Potrafi umilić dzień w pracy i pozytywnie nastroić. Marek najczęściej zapamiętuje sytuacje dziwne i śmieszne. I nielicznych miłych ludzi.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Śmiało, klawiatura nie gryzie.